wtorek, 1 lipca 2014

A w Holandii lubię... Położne, poród, kraamzorg

W jednej z przychodni ginekologicznych. Rok 2010. Polska.
Ja- 30 tydzień ciąży:
- Ciąża prowadzona przez holenderskie położne, chciałam tylko skontrolować.
- Nie ma problemu. A ma Pani jakąś kartę ciąży?
- Mam.- Wyjmuję i podaję doktorowi. Patrzy na kartę i na mnie. I znowu na mnie i na kartę. Obraca ją w dłoniach i zaczyna się bardzo głośno śmiać. Przeprasza, że się śmieje, mówi, że nie może przestać :)
No to ja też się uśmiecham...
- Przepraszam... bo to jest niewiarygodne wie Pani, że to TO jest takie maleńkie, ta karta, ale jakby na to nie patrzeć tu naprawdę jest wszystko, dosłownie wszystko co chciałbym wiedzieć...
- No właśnie ;)

Z braku rekwizytu (bo w kartonach!) wstawiam zdjęcie z internetu. Moja karta ciąży była trochę mniejsza, taki kartonik 15 x 15 cm ;)



Ok, miałam nie pisać. Myślałam czy ten cykl ma jeszcze sens i czy to 'A w Holandii lubię' mnie nie wykończy :) Ale co tam! Właśnie skończyłam czytać książkę o polskich położnych ('Mundra' Sylwii Szwed, wyd. Czarne) i tak bardzo mnie natchnęło, że muszę, bo inaczej się uduszę...

Wczesny ranek w pracy, wykręcam numer do przychodni. Rok 2009. Holandia.
- Dzień dobry, dzwonię, bo zrobiłam test ciążowy, jest pozytywny... Mieszkam tu od niedawna, no i tak jakby nie wiem co dalej... Czy powinnam spotkać się z lekarzem rodzinnym?
- Czy cieszy Panią ta wiadomość? (Are you happy with it?)- zabrzmiało w tle, wyważone, bez emocji.
- TAK, bardzo!
- W takim razie GRATULUJĘ!!!- entuzjazm, okrzyk radości, zabrakło mi tylko trąbki i fajerwerków.

Po odłożeniu słuchawki myślałam jednak, a co jeśli bym powiedziała NIE...

Ok, będę tu rodzić, w Holandii, tyle kobiet rodzi, rodziło, damy radę.


W Holandii ciążę zdrowej kobiety prowadzą położne. Jeśli ciąża rozwija się prawidłowo kobieta w przeciągu 9 miesięcy nie spotka ginekologa. Ale gdy choć mała rzecz odstępuje od normy- ciężarną przepisuje się do specjalisty ginekologa. 
Z położną po raz pierwszy spotykam się w 9 tygodniu ciąży, dzień przed wizytą w specjalnym ośrodku wykonują usg, dopiero ze zdjęciem maluszka wędrujemy do położnej i od tego w zasadzie momentu rozpoczyna się holenderska ciąża. Na wizytach kontrolnych, które na początku są raz w miesiącu, od 24 tygodnia co trzy tygodnie, potem co dwa i co tydzień tuż przed terminem, położna pyta o wagę, sprawdza ciśnienie i słucha bicia serduszka dziecka. Gdy brzuch jest już większy rękami kontroluje wielkość macicy (mierzy centymetrem krawieckim ;) oraz ułożenie dziecka. Fascynujące jest jak one sprawnie potrafią wyczuć obojczyk dzidziusia i bezbłędnie określić czy główka jest już w kanale rodnym, czy może znowu dzidzia się podniosła. Oczywiście w ten sam sposób sprawdzają czy dziecko ułożone jest główką w dół (dla ciekawskich- ułożenie pośladkowe nie jest wskazaniem do cięcia cesarskiego). W czasie ciąży robi się jeszcze tylko jedno usg połówkowe, w 20-24 tygodniu ciąży. Gdy coś położnej nie pasuje, automatycznie kieruje do ginekologa. W 34 tygodniu mojej ciąży na wizycie o godzinie 21 centymetr krawiecki pokazał, że macica nie zwiększyła swoich rozmiarów- od razu następnego dnia rano miałam usg i kolejne tydzień później by pomierzyć wzrost dzidziolka- dzięki temu mogłam podpatrzeć Jagódkę, trochę częściej niż statystyczna Holenderka. W czasie ciąży wykonuje się tylko dwa badania krwi, na początku bardziej dokładne, drugie tylko na poziom glukozy. Nie robi się ktg przed rozpoczęciem porodu. Poza tym, jak to w Holandii, w ciąży nie bierze się żadnych tabletek, suplementów, tylko kwas foliowy do 12 tygodnia. Wszystkie badania i opieka położnych jest za darmo, w ramach ubezpieczenia zdrowotnego. I chyba nie istnieją prywatne gabinety położnych...


Za co więc płacimy? O proszę, niespodzianka- za poród w szpitalu, odbierany jako poród na życzenie :) Położne zachęcają do porodu domowego, taki poród jest bezpłatny, aczkolwiek nie namawiają. Ja od razu zdecydowałam się na poród w szpitalu, z położną w sali porodowej. Średnio 1/3 porodów w Holandii to porody domowe, z czego połowa jednak kończy się w szpitalu. W przypadku jakichkolwiek komplikacji (i nie tylko o cesarkę chodzi, ale też wskazanie do podania leków, do większej kontroli) ''nfz' zwraca koszty porodu szpitalnego. Każdy poród ze wskazaniem medycznym- odbywa się przy asyście lekarza, który jednak pojawia się na sam koniec (ostatnie minuty parcia).

Verloskamer- szpitalny pokój porodowy z rozkładanym fotelem dla partnera
Nie wiem czy kolor szafek ma znaczenie co do płci :) - ale w tym pokoju urodziła się Jagódka 

Jeśli dobrze pamiętam do położnych dzwoni się, gdy skurcze są co 10 minut, by Je zawiadomić, ale położna do domu przyjeżdża, gdy skurcze są co 5 minut, sprawdza rozwarcie, gdy wszystko postępuje można jechać do szpitala (przy skurczach co 2-3 minuty). 

No i pięknie. Było pięknie. Choć długo, bo cztery dni, z czego przez trzy dni skurcze były bardzo nieregularne. Gdy się rozkręciło, byłam tak zmęczona trzema dniami, że położna w zasadzie sama zdecydowała i skierowała nas do szpitala. I to nie, żeby urodzić, ale żeby wziąć znieczulenie i się wyspać. Wyspać się by mieć siłę naprawdę urodzić. Poród wspominam wspaniale, dwie położne (a może pielęgniarki, nie wiem, bo odkąd weszłam do szpitala- musiałam pożegnać się z położną, którą znałam) własnymi biodrami pomagały mi urodzić, Panią ginekolog poznałam na koniec i pamiętam jak przez mgłę...
Polska położna, której szczegółowo opowiadałam przebieg naszego rodzenia wzruszona stwierdziła, że niestety w Polsce na 100% miałabym cesarkę, bo kto czekałby tyle dni? 

Ze szpitala wychodzi się zwykle 3-5 godzin po porodzie (tak, tak!). I wtedy zaczyna się coś wyjątkowego. Gdy wychodzisz do domu, tam już czeka, albo za chwilkę dochodzi pani kraamzorg- jakby pielęgniarka, jakby położna, jakby pomoc.

Kilkudniowa Jagódka na rękach Inez 'kraamzorg'
Pani ta przychodzi do Waszego domu codziennie przez minimum 6 dni, a max 8 (czy 10 dni? Nie pamiętam ;), codziennie na ok. 6-8 godzin, według potrzeby. Od razu ją widać, ma biały strój pielęgniarski, łapią ją na ulicy ciekawscy sąsiedzi ;) Czym się zajmuje? Wszystkim, ale Jej głównym celem jest pomóc nowej mamie. Pomóc przy dziecku- uczy zmiany pieluszki, kąpania, pomaga w każdym karmieniu, prowadzi dziennik, waży dzidziusia, sprawdza temperaturę, doradza młodym rodzicom. S. przegadał z nią wiele godzin...

Pierwsza kąpiel by 'kraamzorg'



Dogląda też mamę, sprawdza gojenie ran, robi pranie, czasem gotuje, odkurza i prasuje (mój mąż do tej pory wspomina jak cudnie składała skarpetki ;) Nam bardzo pomogła z karmieniem piersią, to tak jakby doradca laktacyjny, który dosłownie włazi Ci do łóżka. Olbrzymia, niewiarygodna pomoc! 
Ale w zasadzie najważniejszy Jej cel to pomóc mamie wrócić do formy, czyli wyspać się(!). To jest czas dla 'Królowej Matki', kraamzorg pilnuje drzemek nie dziecka, ale mamy, goni do łóżka! Jednego z pierwszych dni po porodzie przyszła moja przyjaciółka, nie widziała jeszcze Jagody, pani kraamzorg uprzejmie ją wyprosiła (w ogóle Jej nie wpuściła!), tłumacząc że ja właśnie śpię i że to nie jest dobry moment na odwiedziny!

Opieka kraamzorg jest odpłatna i dosyć droga, ale ten wydatek jak i wiele innych związanych z porodem (kurs przedporodowy, doradca laktacyjny czy wypożyczenie szpitalnego laktatora) można odliczyć sobie od podatków.

Mieszkając w Holandii namolnie powtarzałam, że bardzo, bardzo bym chciała urodzić tam jeszcze drugie dziecko... rozumiecie dlaczego?

ściskam,
g.

PS1. Zdjęcia internetowe, ostatnie sześć robił tata S. :)
PS2. Oczywiście, wiecie jak jest z porodami. Opowieści jest tyle ile kobiet na ziemi. Oczywiście, że znam przypadki baardzo późno robionych cesarek (zapomniałam wpisać, że nie wykonuje się cesarek na życzenie, a odsetek cięć jest minimalny). Przypadki porodów zaplanowanych w szpitalu, a kończących się w domu (plotka głosi, że położne specjalnie opóźniają swój przyjazd, gdy rodzi młoda i zdrowa dziewczyna). Ale znam też przypadki pięknych porodów domowych, bez znieczuleń, w sypialni czy w wodzie. Znam też Polki, które na poród wyjechały do Polski, bo ten system jednak na początku trochę nas przeraża. Żeby nie było tak pięknie, myślę też, że jest więcej patologii, które objawiają się po narodzinach i najgorsze, niestety Holandia szczyci się niechlubnie jednym z najwyższych w Europie odsetkiem śmierci noworodków (niech mnie ktoś poprawi, jeśli te statystyki nie są już tak straszne jak parę lat temu).   

29 komentarzy:

  1. Ja rodzilam za oceanem-trochę podobieństw, trochę różnic. Ale najbardziej zazdroszczę tej pani na k, toż to brzmi jak anioł jakiś opiekuńczy;)
    Pozdrawiam- mamamaliny :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamomaliny witam! :) Tak, Pani na K. w zasadzie jest głównym bohaterem całej historii... Cztery lata minęły, a ja wciąż się tą instytucją zachwycam..

      Usuń
  2. Na pocieszenie - wiele z okołoporodowych praktyk powoli widać już w Polsce! :) Tyle że to nie my się na nie "załapiemy", może nasze córki...
    Wszystko mi się podoba. I ten brak medykalizacji porodu, przewodnictwo położnej, a nie lekarza, rzadsze zaglądanie do dziecka (to, że ja miałam sporo wizyt lekarskich i usg wbrew pozorom nakręciło więcej stresu, niż spokoju - w tym przypadku lata świetlne nas dzielą, niestety), no ale najbardziej zachwycona jestem panią kraamzorg :D Taka dbałość o świeżo upieczoną mamą kojarzy mi się jedynie z... drugą matką. W sensie - o mnie w ten sposób zadbała moja mama, i moja przyjaciółka . Ogólnie na piedestał wchodzi dziecko, styrana matka usuwa się w cień. To akurat nie jest straszne. Ale dobijające jest, gdy pojawiają się problemy - no nie wiem: laktacyjne, gojenie się rany, cokolwiek i położna czy pediatra jeszcze podkręcają śrubę, czasem wręcz matkę obrażają, wydając najczęściej niesprawiedliwe oceny. Temat na spotkanie matek, obawiam się, że czasu by zabrakło, tyle opowieści porodowych i poporodowych, by się wylało! :) Dzięki za ten wpis! :)
    PS Przypominajka - miałaś znaleźć filmik z kąpielą! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak. Mam kilka przykładów dobrych porodów- choć niestety wszystkie z prywatną położną... Z zaglądaniem do dziecka to zgadzam się. Oj nieraz słyszę od znajomych, że w ciąży po kardiologach latali, bo lekarz coś tam na usg z serduszkiem podejrzewał. To w sumie ciężki temat, bo w Holandii czy Anglii brakuje choć jednego usg pod koniec ciąży. U bliskich przyjaciół w rodzinie była historia urodzenia bardzo ciężko chorego dziecka- niestety okazało się po porodzie, w tym przypadku dzięki usg możnabyło leczyć dziecko już w brzuchu... A kraamzorg to coś niezwykłego... Rodząc na emigracji niestety zwykle nie mamy babć czy innych krewnych w pobliżu, ja nie wyobrażam sobie tych pierwszych dni sam na sam z mężem- już noce były ciężkie :) Kobieta ratowała sytuacje, była oazą spokoju (no jak to Holenderka) i szkoda że tylko na tydzień :) Potem trzeba było sobie radzić samemu, ech, no ciężko było...

      Usuń
  3. Fajny wpis Gosia!
    pierwsza rzecz- nigdy przenigdy nie chciałabym rodzić w domu- rodziłam w podobnych warunkach, co ty- za darmo, w bardzo dużym komforcie, obok sali porodowej miałam pokój "relaksacyjny" dla mamy i tatusia, miałam świetną położną i genialną lekarkę, która prowadziła moją ciążę, która przyszła "bez proszenia" na moją salę porodową (też bezpłatnie!), rodziłam krótko i bez komplikacji, ale następnego dnia przechodząc koło sali porodowej poczułam dziwny ucisk w dołku ;) nie chciałabym tak mieć we własnym salonie czy sypialni:)
    Pamiętam, obiecałam Ci maila...:)
    do 30 września mam oddać pracę dr! aaa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do wrzesnia? Fuj! Wakacje w plecy?

      Usuń
    2. Dzięki Marlo! Twoja historia napawa mnie optymizmem, gdzieś tam na przyszłość ;) Niestety dużo zależy od szczęścia do ludzi, do miejsca. Szkoda, że to taka loteria... Moja siostra ma za to traumatyczne doświadczenia porodu bezpłatnego, z położną szpitalną i lekarzem na dyżurze...
      A z porodu domowego koleżanka w NL wspomina, że cudnie było zaraz po urodzeniu położyć się na swoje łóżko :)

      A meil to spokojnie, nie ucieknie. Jak się remont nasz skończy to przecież na parapetówę wpadacie z O. ;)) Wszystko obgadamy. Powodzenia w pisaniu!!!

      Usuń
    3. musimy zatem się zgodzić z Kaczką- szczęście często tu odgrywa rolę:)
      o parapetówie pamiętamy, a jakże!:) (co nie Olg?:))
      wakacje w plecy, Dziewczyny! sick!;)

      Usuń
    4. Pamiętamy! Na razie jednak jestem zakładniczką takiego jednego faceta ;)

      Usuń
  4. Zezarlo mi komentarz po raz drugi!
    A chcialam zapytac o badania przesiewowe pod katem wad wrodzonych dziecka. Te w dwunastym tygodniu - krew plus usg. Nikomu nie robia? Czy to opcja dla wybranych, na przyklad matek 35 plus?
    Anglicy z oszczednosci odradzaja jak tylko moga, ale mimo wszystko mozna. Holendrzy poszli krok dalej?

    Fascynujace sa roznice miedzy krajami, ktore leza od siebie w odleglosci metra. Gdy opowiadalam niemieckim lekarzom i poloznym jak rodzila sie Dynia w Anglii mowili, ze opowiadam im historie jak z lat piecdziesiatych. Ale mnie sie podobalo to rodzenie. Niemiecka koncowka ciazy umeczyla mnie nieustanna kontrola (Biskwit ma z tego okresu tyle zdjec, ze wystarczy na gruby album 'Zycie wewnetrzne', Dynia dla odmiany ma tylko dwa plodowe). Jednak gdy sie zastanawiam, to lepiej, ze Biskwit trouble-maker urodzil sie tu. Slowem, jak przy wszystkim, szczescie jest potrzebne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O niee znikające komentarze, fuu!
      Więc jeśli chodzi o to usg w 12 tyg to dowiedziałam się o istnieniu takiego badania grubo po tym terminie. Nie robi się go matkom poniżej 35 roku życia. Tylko nie wiem czy nie mieszam, bo na pewno prenatalne robi się matkom powyżej 35 lat, na życzenie... a to usg to nie wiem... Serio, nie wiem. Czyli jak widzisz. W Polsce robi się każdemu?
      No właśnie to szczęście, a położnictwo wszędzie trochę inne... choć fakt widać podział na bardziej i mniej zmedykalizowane społeczeństwa.. ale to od razu sięga całego systemu zdrowotnego, Holandia to pod wieloma względami homeopatia i akupunktura z biorezonansem. Najgorsze, że po tych latach się przyzwyczaiłam i razi mnie okropnie polskie lekomaństwo..ach :) Dobrze, że i Dyńka i Biskwit zdrowe :)

      Usuń
    2. Miałam z Ewką przesiewowe (bo mówimy o tym zestawie USG przezierność karku + krew, tak?), za które płaciłam. Miałam z Wojtkiem takie same, tym razem bez opłat. A 35 jeszcze nie skończone. Także nie wiem, jakie są zasady...

      Usuń
    3. od stycznia 2016 combinatie tes ( czyli badanie przyziernosci karkowej + test z krwi) nie jest juz pokrywane przez ubezpieczalnie dla 36+ niestety, 160euro placone z gory.
      Kobiety,ktore nie nie przekroczyly jeszcze tego magicznego wieku moga oczywiscie zdecydowac sie na to badanie. Odplatne dla kazdego bez wyjatku.
      Pozdrawiam serdeczne!.
      I z gory przepraszam,ze anonimowo ale wpadlam tutaj przypadkiem a ze jestem w trakcie mojej drugiej ciazy ( pierwsza prowadzona rowniez w Holandii) i tym razem jako 36+ zdecydowalam sie na combinatie test- wiec jestem aktualnie na bierzaco :)

      Usuń
    4. O dziękuje za informacje. Nie wiem czy 6 lat temu też tak było, ale nie słyszałam o żadnych badaniach które mogłabym wykonać na życzenie, odpłatnie. Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Może doczekamy kiedyś takiej Kraamzorg w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że istnienie tej opieki położniczej wynika w dużej mierze z oszczędności szpitala i ubiezpieczyciela :) Szpital wygania świeżą matkę najszybciej jak się da, ale nie pozostawia Jej samej sobie. Kraamzorg jest odpowiedzialna za zdrowie matki, nie ma opcji by coś jej umknęło, mierzy mamie temperaturki, robi wykresy. Prowadzi dziennik z raportami, które kontrolują odwiedzające położne. Bo tak, położne też jeszcze przychodzą, chyba ze trzy razy, na kontrole w domu... W Polsce długo pozostaje się w szpitalu, tylko czy to naprawdę dobrze? No inny system. Pozdrawiam

      Usuń
  6. A to nie jest krępujące, że obca, jakby nie było, baba kręci się po domu, dotyka twoich ubrań, dziecka i czego jeszcze popadnie? Ja bym chyba nie zasnęła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre pytanie :) Przed porodem czytałam fora Polek mieszkających w Holandii, gdzie matki przekrzykiwały się jaki to jest bezsens ta kraamzorg i że one nie chcą by obcy im majtki prasował :) I w zasadzie zgadzam się, ale ale... to jest szczególna sytuacja! I po prostu nie wyobrażam sobie jak można odmówić Takiej pomocy... Nie czułam żadnej krępacji, czułam ból :) ale i ogromną wdzięczność i onieśmielenie, że kobieta jest taka pomocna, głupio mi było leżeć w łóżku, a ona z odkurzaczem dookoła latała. Hi, gdy Jagoda spała to ona odkurzała pod kołyskom. Wydaje mi się, że wiele z Jej teorii wychowawczych wprowadziliśmy w życie (o np to że nie chodziliśmy na palcach przy śpiącym dziecku). Poza tym czułam się bezpiecznie, jak z lekarzem u boku...
      Gdy Holenderka rodzi drugie dziecko, kraamzorg zajmuje się też starszym rodzeństwem- np. odbiera ze szkoły, bawi się. Ich czas jest bardzo elastyczny, jeśli jej nie potrzebujesz, wypełnia papierki i wychodzi, więc wszystko zależy od nas, ile chcemy i ile potrzebujemy :)

      Usuń
  7. Kurcze trochę to jednak nie przypomina naszych realiów. Swoje porody nie wspominam jakoś tragicznie ale pamiętam, że byłam w szpitalu traktowana masowo, bez podejścia indywidualnego, bez troski i pytań o mnie. Byłam tylko kolejną rodzącą, która sama już powinna wszystko wiedzieć. Wiedziałam za drugim razem, za pierwszym czułam się zagubiona w czasie tych 4 dni w szpitalu. Ta książka Mundra czeka u mnie w kolejce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę inne realia, ja nie czułam masowości, choć 3 dni to był koszmarek, bo położne przecież nic nie mogły zrobić :) Będąc w szpitalu widziałam tylko jedną inną matkę, sale były puste... A Mundra to ważna lektura, choć ciężka też.

      Usuń
  8. A mi z Twojej historii podoba się, że po paru godzinach wypisano Cię ze szpitala. Pobytu na sali poporodowej z dwiema innymi dziewczynami, w tym jedną mam wrażenie dużo młodszą, nie wspominam zbyt miło. Rodziłam 25 grudnia (:-), nazajutrz moje współlokatorki odwiedził tłum członków rodziny (zwłaszcza tą młodszą), piachu na podłodze było pełno, a salowa pojawiła się dopiero 28.12. i posprzątała. Marzyłam, żeby jak najszybciej stamtąd wyjść. A samą akcję porodową też nadzorowała pielęgniarka, lekarz przyszedł na koniec parcia (w ogóle wtedy jakoś dużo ludzi się zrobiło - i Pan i Pani lekarz, do dzisiaj nie wiem kto był kim ;-) i zaczął przestawiać mi łóżko, z którego ustawienia byłam zadowolona :-/ ale mimo wszystko w domu nie chciałabym rodzić.
    ps. Dla Pani pielęgniarki mam naprawdę szacunek. Akcja porodowa zakończyła się po 22, przy próbie umycia się straciłam przytomność (na chwilkę tylko), kazała mi jeszcze poleżać i przyniosła mi swoje kanapki, żebym coś zjadła :-) Mało prawdopodobne, że to przeczyta, ale dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  9. Właściwie to miałam szczęście, oboje dzieci rodziłam w szpitalu , gdzie panowała bardzo kameralna i przyjazna atmosfera...
    Z czystym sumieniem piszę , że nie mogłam sobie tego mistycznego przeżycie wyobrazić lepiej ;)

    Czytając Twój post nasuwa mi się refleksja , że to zderzenie dwóch światów...

    OdpowiedzUsuń
  10. A co to za wanienka do kąpieli? :) pierwszy raz widzę, jestem ciekawa... :)

    Zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, przeoczyłam Twój komentarz, przepraszam. Wanienka to wiaderko Tummy Tub, bardzo popularne w Holandii (ale nie tylko)... a ja je bardzo polecam, dziecko zanurza się po uszy w wodzie, w pozycji takiej trochę jak w brzuszku mamy... no i zwykle zasypia, odlatuje przy kąpieli, cudny widok :) I zero płaczu.

      Usuń
  11. I pomyśleć, że czeka mnie tutaj poród w marcu. Sama nie wiem czy się bać czy cieszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszyć, cieszyć. Naprawdę :) I wykorzystać co kraamzorg oferuje. To jest niewiarygodna pomoc. Życzę wszystkiego dobrego :)

      Usuń
  12. Dzień dobry ! Jestem studentką położnictwa i od czasu do czasu myślę sobie czy w naszej Polsce jest jakaś przyszłość dla tego zawodu. Jak się będzie pracować, przyjmować porody i jak to będzie wyglądać. Czytając tego posta przeniosłam się w cudowny sielankowy obrazek, w którym położna POMAGA mamie i się nią opiekuje- czyli robi to co powinna. Nie wiem kiedy to przyjdzie do Polski ( obawiam się,że nigdy)
    Już od dawna myślałam o zagranicznej karierze, ale o Holandii nigdy. Teraz się to zmieniło. Pobuszuję trochę w internecie, poczytam na ten temat. Bo opieką poporodową jaką Pani przedstawiła jestem zachwycona ! Dziękuję bardzo za poruszenie tego tematu, cieszę się że jednak Pani się zdecydowała o tym napisać.
    Życzę dużo zdrówka !

    Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Jak fajnie, że zajrzał ktoś z 'branży'. A ja myślę, że w Polsce ta przyszłość dla położnych dopiero się zaczyna. Dopiero od niedawna zaczęło się zmieniać podejście do porodu, do kobiety rodzącej... A przyszłe mamy też wiedzą już czego chcą, czego oczekują... Wymieniają między sobą namiary do świetnych położnych (moja przyjaciółka ma taką, rodziła dwa razy, cudnie, naturalnie, na stojąco z panią położną), szukają. Dlatego myślę, że przyszłość jest i pewnie od wielu rzeczy zależy jak Ty podejdziesz do swojego zawodu. Dla mnie o misja i zawód wyjątkowy. I mam nadzieje, że będzie coraz bardziej doceniany. W Holandii położna przejmuje obowiązki ginekologa, tzn. ona nie bada, ale robi wszystko inne wokół ciąży. Ilość badań jest minimalna, ale odpowiedzialność i tak duża. Ogromna. Ale położne holenderskie, które poznałam (cztery plus jedna studentka, która dyżur miała akurat w dzień mojego porodu) to baardzo silne kobiety, emanujące pewnością siebie, dawały poczucie bezpieczeństwa. I to było super. Życzę Ci wszystkiego dobrego! Polecam Holandię na odbycie praktyk na przykład, jestem pewna że mogłabyś się wiele nauczyć. A opieka poporodowa- kraamzorg, o której pisałam, to osobna instytucja, taka pielęgniarka środowiskowa, one nie uczestniczą w porodzie. Pojawiają się, gdy dziecko już się urodzi. Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  13. Ja i moje 2 koleżanki poroniły tu, każda z różnych powodów oczywiście ale w sumie wyszło ze olewaja nas. Nie narzekacie na Polską bo tu też można trafić na kogoś kto nas zanidba.i nie dajcie sobie wmawiać ze natura wszystko przewidzieć potrafi.radze czasem iść do polskiego ginekologa serio tu jest inaczej inna mentalność dlatego najlepiej w swoim kraju.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za każde słowo!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...