Siedzimy z S. i się śmiejemy.
-Myślisz, że ona to zrobiła specjalnie?
-Że jak? Co? W poszukiwaniu nowego, lepszego życia??
-No nie, proszę... Ale kto wie...
Niedziela, Wielkanoc 2013.
Późnym wieczorem, dzwonek do drzwi. W drzwich Sąsiadka. Otwiera S., ja zostaję na kanapie i przez ścianę przysłuchuje się rozmowie.
-Zgubiliście kota??- pyta Sąsiadka.
-Tak! Szukamy jej cały dzień. Na noc skubana nie wróciła...
-Ja wiem! Wiem gdzie jest Wasz kot.
-Jak to? Gdzie!??
-Jest w Londynie.
-??????yyy?
-No w Londynie! Sąsiadka z góry dzwoniła. Mówi, że mają Tośkę!
I tak oto dowiedzieliśmy się, że nawet dla kota chcieć to móc, lub cokolwiek. Tośka spędziła tegoroczną Wielkanoc w Anglii, pierwszy raz bez nas i zdala od domu. Sąsiadka z góry jechała z synem na święta do Londynu. Pakowali auto, kot nasz autka uwielbia, kartony tym bardziej... Zorientowali się dopiero na miejscu. Co było między otwarym bagażnikiem, a szarym Londynem wie tylko Tośka. Ale jakoś nie chce opowiadać.
Szczęście w nieszczęściu, że syn sąsiadki chwilowo w Londynie stacjonuje, bo na stałe zamieszkuje Australię.
- O ja, S. a gdyby oni do tej Australii jechali, to już wogóle masakra by była!- zagaduję.
- Eee, do Australii nie dałaby rady dojechać, za daleko, jakiś prom czy samolot. Znaleźliby ją. Niemożliwe!
- A pomyślałbyś kiedyś, że do Londynu da radę?
- No nie.
A no właśnie...
Szczęście w nieszczęściu, nasi przyjaciele rodzinę w Anglii odwiedzali, co za szczęście! Raz na dwa lata tam jeżdzą. Czyż to nie jest magiczny zbieg okoliczności? Przemycili nam kotka bez paszportu, podejmując decyzję życia i śmierci, gdzie bezpieczniej ukryć zgubę, w bagażniku czy w środku samochodu... I historia kociej podróży szczęśliwie się zakończyła.
M&M dzięki raz jeszcze!
g.
O rany! Ale historia...! Kot podróżnik ;-) Rozumiem, że dotarła już do domu cała i zdrowa?
OdpowiedzUsuńTak, tak.. udało się. Cała i zdrowa. NIeźle kot potrafi, co? ;))
Usuńale historia! Lassie w odmianie kociej!
OdpowiedzUsuńczasem jak o tym myślę, to wydaje mi się, że to nie mogło zdażyć się naprawdę ;)) a jednak..
Usuńświetna historia i jeszcze ten zbieg okolicznoścZi ;D
OdpowiedzUsuńnie wiadomo co bardziej niewiarygodne, podróż kocia, czy to, że akurat w tym czasie ;))
UsuńO kurcze ale historia...ale macie kota..nono...i golaska macie fajnego:))))
OdpowiedzUsuńno jak widać, kot zadziwić potrafi! ;) Kocio-golasek Jagody ;)
UsuńWow! Kot z charakterem!
OdpowiedzUsuńoj ma Tośka charakterek, nie da się ukryć..
UsuńTo Ci historia! :)
OdpowiedzUsuńNo niewiarygodna ;) Koleżanka z pracy jak opowiedziała swojemu mężowi, to myślał, że sobie z niego żarty robi. No nie mógł biedaczyna uwierzyć ;) I się nie dziwie :)
UsuńUuuuu ale historia, dobrze, że wszystko się dobrze skończyło i można się już z tego śmiać bo wyobrażam sobie, że zanim się sprawa wyjaśniła to było mało wesoło ;/ Swoją drogą kociak chociaż miał ciekawą podróż "za jedno miauuu" ;)
OdpowiedzUsuńŚmialiśmy się jak padło hasło 'Londyn'! Choć nie tak łatwo było ją sprowadzić.. No i wogóle cud, że tak to się potoczyło. No podróż życia!! ;)
UsuńSpryciula z tej waszej kotki;)
OdpowiedzUsuńI te wszystkie zbiegi okoliczności-normalnie jak w filmie:)
no też tak myślę, dobre do serialu ;))
UsuńChciałabym poinformować Cię o przyznanej przeze mnie nominacji dla Twojego Bloga do nagrody LIEBSTER AWARD!
OdpowiedzUsuńZapraszam po szczegóły: http://islandofflove.blogspot.com/
Pozdrawiam!
Kasia :)
Dziękuje Kasiu! Bardzo mi miło ;)
Usuńa myśleliście żeby ten scenariusz do Hollywoodu sprzedać?:D Tośka byłaby sławna!
OdpowiedzUsuńI jeszcze można by zarobić!... Już to widzę, kot zwiedzający Londyn... tu Tamiza, tam Pałac Buckingham, lekko zestresowany, ale ciekawy nowych widoków ;))) Phii, no weź! ;)
UsuńTośka jest świetna! :D
OdpowiedzUsuńno, jest na ustach naszych wszystkich sąsiadów, to fakt! ;)
UsuńCholera.. nasza Fifi to taka podróżniczka, że jak na noc przez przypadek zamknęliśmy ją na dworze - przekimała się przerażona pod deskami za płotem. =D. Londyn więc jej nie grozi.
OdpowiedzUsuńDotąd po cichu Cię podglądałam. Ale Tosia !? Musiałam się ujawnić. <3
hii, a wiesz Tośka to też za daleko od domu nie łazi. Ale ogólnie lubi pół-podwórkowe życie ;)) Co do Londynu, nigdy nie mów hop, Tośki też bym nie posądzała ;))
UsuńPS. No miło, że się ujawniłaś ;)) Pozdrawiam ciepło!
Niech ta moja Fifi lepiej na holenderskim podwórku jednak zostanie. =)
UsuńNo gdzieś mi śmigło, że Ty też holenderska mama ;)) Fajnie!
UsuńKompozycja w skrzyni piękna :)
OdpowiedzUsuńdziękuje w imieniu pobliskiej kwiaciarni ;)
UsuńTo ci historia! Niesamowita!
OdpowiedzUsuń:) czytałam trzy razy,bo już pózno bardzo i aż uwierzyć nie mogłam:)
OdpowiedzUsuńza pierwszym razem myślałam że piszesz tak dla żartu:)!
a tu proszę prawdziwa kotka nicpotka!!!!