Wiosna 2014. Wrocław. Szukamy przedszkola.
Przedszkole 1. Państwowe. Duży ogród, piękna zieleń, szwedzki domek. I tyle w temacie Szwecji... Ale jednak zmylił mnie budynek i ten ogród zmącił moją czujność. W ciemnej salce grobowa cisza. Dzieci jedzą, cisza jak makiem zasiał. Pani niemowa, na zaczepne 'Dzień dobry' nie odpowiada, nawet nie bąknie. Ale już od progu zwraca uwagę, by Jagoda nie wchodziła do sali, bo w butach... J pyta mnie wcale nie szeptem, czemu ten chłopczyk tak w kącie siedzi, sam i je tak tyłem do wszystkich. Dobre pytanie...
Krótka rozmowa z Panią Dyrektor, która trochę się stara być miła. Na moje pytanie, czy te wszystkie łyżwy, baseny, angielskie, rytmiki i teatrzyki są obowiązkowe odpowiada TAK, stanowcze, nie znające sprzeciwu.
Łatwa decyzja.
Przedszkole 2. Prywatne. Ładne, czyste, błyszczące. Po holenderskim baraku, to jest wręcz idealne. Ciasne salki bez otwieranych okien. Dużo dzieci. Miła Pani Dyrektor, dużo rozmawiamy. Opowiadam jej o Holandii, o przedszkolach, o tym, że dzieci zajęć nie mają, że się tylko bawią. Pani wybucha śmiechem i pyta- A czemu takie coś ma niby służyć?? Papierki wypełniam jeszcze przy niej. Jagoda zachwycona uczestniczy w zajęciach. Jest tort, są urodziny. Jest trochę zdziwiona, że ja nie mogę do tej salki wejść. Ja trochę też. Już wiem, że niesłusznie. Czekam z pół godziny na korytarzu. O błogosławiony czasie! Najpierw te rysunki trzylatków trochę mnie dziwią, takie idealne, równe, nienaturalne. Potem dzieci z innych grup, w parach, w ciszy, szeptanie, zero śmiechów. Powaga Pań. I ogród. Sztuczna trawa (bo bezpieczniej!). Wyszłam pooddychać. Wychodzą średniaki, najpierw robią rundkę po deptaku, Pani staje przy bramce, dzieci ustawiają się jeden za drugim. I taka zabawa- 'Ala, jeden plus jeden?- 'Dwa!'- 'Super! Wchodzisz!' Pani wpuszcza Alę na 'wybieg' (plac zabaw), 'Kaziu, jaki kolor ma słońce?-eeee, eeee, nie pamiętam - 'Na koniec kolejki!'. Kaziu ze spuszczoną głową idzie na koniec kolejki. I pomyśleć, że już się umawiałam na poniedziałek... Że tylko podpisu S. brakowało...
Przedszkole 3 i 4. Prywatne, elementy Montessori. Pierwsze daleko. Trochę żłobkowe, dzieci od 2-4 lat. Ciekawe zajęcia, rodzinnie. Ale daleko, za daleko...
W drugim Pani Dyrektor nie przestaje karmić piersią synka podczas godzinnej rozmowy, tylko piersi zmienia... Wychodzę na chwilę, bo musi go przewinąć. Oglądam, podglądam. Jagoda z dziećmi, udają pieski, a nie przepraszam- pieseczki i piją wodę w szklaneczkach, czytają książeczki i turlają tyłeczki. Nie mogę znieść tych zdrobnień i nigdy nie widziałam tak wynudzonej Jagody, ona wręcz prosi by już iść.
Przedszkole 5. Państwowe, dni otwarte. Nie mam zdania, bo nawet z nikim nie rozmawiam. Dzieci miały wejść i się czymś pobawić. Rodzice wejść i posiedzieć, poobserwować. Przecież zasady znane. I tak nie mamy szans na państwowe...
Przedszkole 6. Prywatne. Stary budynek, piękny teren. Dyrektor po Niderlandystyce, miło, ludzie wiedzą o czym mówię... Jest jak każde inne, czyli ma za dużo zajęć dodatkowych. Dzieci jedzą w ciszy i w pośpiechu. Jestem zdesperowana i wybieram to, bo mamy blisko. Jagoda i ja wytrzymujemy tam 3-4 tygodnie. Płaczemy obie. A ja mam wrażenie, że moje dziecko już szkołę zaczęło. Angielski cztery razy w tygodniu, niemiecki dwa. Rodzice ponoć narzekają, że i tak mało zajęć dodatkowych! Napięcie na twarzach Pań, stres i napinka. Bardzo ambitnie. Po tygodniu Jagoda liczy po angielsku i niemiecku. Ale też pyta mnie przypadkiem czy 'Ogłuchłam'... Wieje chłodem. Pani zamyka mi drzwi przed nosem. Występy i klepanie wierszyków. Przy śniadaniu mówią Jej 'Przyspiesz, bo zaraz nauka!'. Właśnie tego chciałyśmy uniknąć. Polonez i apel w białych bluzkach i granatowych spódniczkach pomaga mi podjąć decyzję, by uciekać nim J się zaaklimatyzuje...*
I już wiem, że miła dyrekcja ma się nijak do reszty. I nawet chęć zmian. Bo były. I rozmowy, to wciąż za mało, bo system kuleje. Bo rodzice tak chcą.
S. pyta dyrektorki, skąd pomysł, by uczyć trzylatki angielskiego? Pani nie wie co powiedzieć, tłumaczy, że w Polsce od dłuższego czasu jest już taki trend**...
* dużo innych rzeczy zaważyło o naszej szybkiej ucieczce...
** w Holandii dzieci zaczynają lekcje angielskiego w wieku siedmiu lat. Trzylatki taplają się w błotku na dworze i smarki zjadają ;)
* dużo innych rzeczy zaważyło o naszej szybkiej ucieczce...
** w Holandii dzieci zaczynają lekcje angielskiego w wieku siedmiu lat. Trzylatki taplają się w błotku na dworze i smarki zjadają ;)
Pewnie chcecie wiedzieć i co teraz? Próbowaliśmy jeszcze dostać się do jednego przedszkola państwowego, polecanego przez znajomych i faktycznie miłe wrażenie już po krótkiej rozmowie, ale miejsc brak. Miejsc brakowało też w paru innych polecanych miejscach. Ostatecznie jesteśmy w przedszkolu nr 3, które jest trochę za daleko. Ale na dzień dzisiejszy najważniejsze jest żeby minusy nie przysłoniły nam plusów ;)
g.
Czy się cieszyć, że we wsi mamy tylko jedno?
OdpowiedzUsuńWbrew temu co powyżej TAK, będzie dobrze. W NL też nie mieliśmy wyboru. Klnęłam, płakałam, a potem okazało się, że trzeba było troszkę lepiej poznać to miejsce i ten system. Ściskam!
UsuńO mamo! Chyba jesteśmy szczęściarzami, bo przedszkole nam pasuje. Angielski jest 2xtyg po 15min. Dzieciaki cały dzień się bawią, a jak pytam Mateusza czy czegoś się uczyli to odpowiada że nie ;) Panie fajne i energiczne tak, że czasem mogłyby użyczyć mi tej energii :) Gdyby jeszcze zdrowsze jedzenie było, mieli chłodniej w sali i częściej na dwór wychodzili to byłoby idealnie :)
OdpowiedzUsuńHa, o i w naszym chłodu i spacerów brakuję. Ale są inne fajności. Ostatecznie angielski też jest, ale mało. Głównie skupiają się na zajęciach plastyczno-muzycznych. Najważniejsze to znaleźć miejsce, do którego mamy zaufanie!
UsuńMy też mieliśmy podobną przygodę z przedszkolami. Jedno publiczne, które bardzo się Ignasiowi spodobało, nie miało niestety wolnych miejsc :). Większość niepublicznych, które odwiedziliśmy miały natłok zajęć dodatkowych, aż do przesady! W niektórych dzieci na swobodną zabawę miały tylko godzinkę dziennie!!! Jestem zwolenniczką, żeby dzieci były po prostu dziećmi i dlatego wybraliśmy przedszkole, w którym dodatkowe zajęcia to język angielski - codziennie, zajęcia z logopedą - 3 razy w tygodniu, rytmika - 2 razy w tygodniu i ceramika - raz w tygodniu. Są oczywiście dodatkowe zajęcia, bo przychodzą ludzie pokazywać im instrumenty muzyczne, zwierzęta, albo sami rodzice opowiadają o swoich pasjach/zainteresowaniach. Czasem przyjedzie bajarka albo teatr, ale to wszystko to dodatkowe atrakcje, nieodpłatne. Ale najbardziej jestem zadowolona z cioć w przedszkolu, bo gdyby nie ich zaangażowanie i serdeczność, to to miejsce nie byłoby takie fajne :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, wszędzie ten przepych zajęć. Wręcz wyścigi, które przedszkole więcej, lepiej i aktywniej. Bo o występach i konkursach przedszkolaków nie wspomnę. Wszystko fajnie. Byle nie zatracić w tym tego co najważniejsze- dziecka. Niestety teraz nawet przedszkola są jak małe korporacje, a nauczyciel musi wyrobić normę, jest rozliczany za konkursy itd. I to jest coś czego nie zna Holandia... Cieszę się, że macie fajne przedszkole. No i racja, od pań-cioć wszystko zależy
UsuńNie do wiary! Cos mi sie wydaje, ze w duzych miastach jest gorzej niz na malych wioskach. Bo ambitni rodzice przelewaja swoje ambicje tez na swoje dzieci. Jakby rodzice tak nie napierali, to by tego calego wariactwa pewnie nie bylo....
OdpowiedzUsuńChyba faktycznie tak jest. Na prawdę nie znalazłam przedszkola w którym liczyła by się dobra zabawa dzieci. Tzn, niby tak, wszystko tu się nazywa 'nauka przez zabawę'. Byłam na lekcji pokazowej j. ang w tym pierwszym Jagi przedszkolu, i serio, jeśli to było 'przez zabawę' to Ci ludzie nie wiedzą na czym zabawa polega. Brak zaangażowania, zmęczenie materiału u młodych ludzi. Strasznie się na to patrzy. Może kiedyś przedszkola w PL będą trochę inaczej wyglądać. Gdy opowiadałam jak wyglądają polskie przedszkola holenderskim nauczycielkom (w sensie różnic zwłaszcza- że cisza przy jedzeniu, że dużo zajęć, że rączki na kolankach i ustawianie dzieci w szeregu)- one mówiły, że w Holandii też tak było, w latach 70-tych...
UsuńTo my mamy dużo szczęścia bo nie doświadczyłam żadnych nie miłych przygód z naszym przedszkolem, wybraliśmy je jako pierwsze i nie oglądałam żadnych innych, szczęśliwie dostaliśmy się po pierwszym podejściu, a koszty naprawdę niskie. Przedszkolanki super, ale Zosia i tak najbardziej polubiła panie które są do pomocy, bo to takie panie od przytulania są. Dzieci w naszym przedszkolu do pań mówią ciocie, jedna z pań chodziła nawet ze mną do podstawówki więc znamy się z widzenia, zajęć dodatkowych jest bardzo mało i trwają krótko, dopiero chyba w starszych grupach jest więcej. Moja Zosia w pierwszym roku dodatkowo chodziła na tańce z 2 innymi dziewczynkami ponieważ nie leżakowała jak inne dzieci. Panie od czasu do czasu organizują zajęcia wspólne dzieci z rodzicami popołudniami. Nie mam żadnych uwag ponieważ Zosia z wielkim uśmiechem chodzi do tego przedszkola, a czasem jak przyjdę za wcześnie to jest zła i nie chce iść do domu. Liczę, że i u was z czasem będzie lepiej. Nam już nie wiele zostało, raptem 1,5 roku i Zosia pójdzie do szkoły i tu się dopiero zacznie... ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy trochę nie demonizujesz, nie wiem... Moje dzieci chodziły/chodzą do przedszkola angielsko języcznego. Angielski codziennie przez pół dnia. Czy to znaczy, że cały czas siedziały grzecznie i się uczyły? Nie, miały zabawę, jedzenie, mycie ząbków ale zamiast polskiej, była z nimi pani mówiąca po angielsku. Poza tym Pani jedynie proponuje im angielskie zabawy, żadnego uczenia i większości dzieciom bardzo się to podoba. Jeżeli jakieś dziecko nie jest zainteresowane, do niczego się go nie zmusza. Myślę, że to fajny sposób oswajania dziecka z językiem od najmłodszych lat.
OdpowiedzUsuńTekst nie jest o przedszkolach dwujęzycznych, a o ogólnej tendencji w Polsce robienia z przedszkoli placówek edukacyjnych. Dzieci w przedszkolach maja coraz więcej zajęć dodatkowych - literki, cyferki, niemiecki, angielski, tance towarzyskie, występy, mało ruchu... Wyścig szczurów zaczyna się już w przedszkolach. Dzieci musza się uczyć, uczyć, uczyć.... Przedszkola dwujęzyczne to inna para butów, bo nauka języka odbywa się mimochodem - zapewne bez tzw. lekcji, tylko podczas codziennego obcowania z językiem.
UsuńA swoja droga - przedszkole dwujęzyczne to fantastyczna sprawa... tylko co potem? Jaka kontynuacja? Bez szkoły dwujęzycznej dziecko język "martwy" dość szybko zapomni....
No właśnie w tym rzecz, że tego nie czuję. Może dlatego, że nie miałam złych doświadczeń. Nie trafiłam na placówkę z której robiło się mini szkołę. U nas są "lekcje", uczenie piosenek, ale też rytmika, zabawy z piłką i czas wolny dla dzieci. Myślę, że najważniejsza jest równowaga i uczenie dzieci literek też może się tu mieścić. Najważniejsze, żeby nie robić nic na siłę i podążać za dzieckiem.
UsuńOdnośnie szkoły.
U nas jest kontynuacja angielskiego w szkole. Co prawda nie jako szkoła 2 języczna a jako dodatkowe lekcje po angielsku. Na lekcjach jest głównie zabawa po angielsku, trochę nauki, teraz gramatyka. Robi się coraz poważniej, ale w sumie to już 3 klasa. I na prawdę są efekty. W Dani robiła sama zakupy w pobliskim sklepiku, załatwiała sobie sama wszystko czego potrzebowała na campingu. I chociaż robiła masę błędów to nie było skrępowania, robiła to naturalnie.
Małgosiu, oczywiście, że demonizuję! Ten tekst napisałam po miesiącu w pierwszym przedszkolu, po 3 miesiącach w Polsce. To był tak ogromny szok, że wszystko, ale to na prawdę wszystko odbierałam 'inaczej'. Przedszkola w Holandii są tak inne, że to był dla mnie problem, przestawić się i przestać analizować, porównywać. Ba, dalej się tego uczę i próbuję dostrzegać coraz więcej plusów w tutejszej edukacji. Tak, uważam, że wyścig szczurów w Polsce zaczyna się za wcześnie i jest niezdrowy. Zapomina się, że na przyszłą inteligencję największy wpływ ma ruch i zabawa u maluchów. Można by stwierdzić, że Holendrzy też przesadzają, bo trzylatki jeżdżą na rowerkach dwukołowych, a czterolatki zdają ezgaminy z pływania. Ale języków obcych się nie uczą. Wiesz, w Jagi przedszkolu był jeden chłopczyk, który kiepsko mówił po polsku, bo rodzice (oboje Polacy) by zapewnić mu lepszy start od urodzenia mówili do niego tylko po angielsku. No chcieli dobrze... Nie chodzi o te różne wybory, tylko by nie wylewać dziecka z kąpielą. Widzę czasem dzieci, które ewidentnie mają problemy z odnalezieniem się w grupie, boją się innych dzieci, są wyobcowane, ale rodzice uczą je np. czytania globalnego, pisania literek. Nie wiem czy to dobra metoda..
UsuńPoza tym w tych komentarzach będzie podział na mamy z polski i mamy które znają czy zetknęły się z edukacją na zachodzie. Gdy wróciliśmy do Polski, jedna z koleżanek powiedziała mi, Gosia- nie ważne jakie przedszkole dla Jagi wybierzesz i tak każde będzie o niebo lepsze od tego w Holandii (o którym czytała na blogu)... Ciężko jest wytłumaczyć ludziom na czym polega różnica i dlaczego czepiamy się świetnych przedszkoli..
UsuńTakie miałam wrażenie, że coś podobnego ostatnio już czytałam (i nie chodzi mi o podział na publiczne, czy nie, tylko o to na jakie sytuacje się trafia):
OdpowiedzUsuńhttp://kobieta.onet.pl/dziecko/starsze-dziecko/przedszkole-spoleczne-niekoniecznie/g7vt6
Dzięki Kasiu. Zetknęłam się kiedyś z tym tekstem Zorki. I też zauważyłam pewne podobieństwa...
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńJaga jest coraz śliczniejsza:)
OdpowiedzUsuńMy mamy super przedszkole. Waldorfskie. Lepszego nie mogę sobie wyobrazić...jedyne zastrzeżenie to oczywiście cena (przedszkole niepubliczne! A jakże! Na miejsce w publicznym szans niet.) Na warunki krakowskie nie jakieś bardzo drogie, lecz jak pomyślę o 1 zł /h w państwowym oraz mojej doktoranckiej "pensji" to mi słabo ;) co tam mamy? Cudowne podejście opiekunek z duszą, mnóstwo zabaw na świeżym powietrzu, zdrowe jedzenie, zero "lekcji" i napinki. I nie spieszących się rodziców, uwierzysz?
Pozdrawiam was ciepło, dziewczyny! Nie dajcie się!
;) Ja wiem, że fajnie trafiliście. We Wrocławiu też jest jedno przedszkole tego typu, ale zupełnie nie w naszych okolicach. Może też takie fajne?
UsuńPS. Kończysz, skończyłaś??
skończyłam!!!! aaa! teraz leżę (!!) i czekam na info od promotora!:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńU starszej córki etap przedszkolny za mną , u młodszego dziecięcia przede mną , więc tym bardziej przeczytałam z uwagą.
UsuńPrzedszkole zmienialiśmy dwa razy i była to decyzja wymuszona przeprowadzką. Z obiekcji wiem jedno budynek , otoczenie, dyrekcja są ważne ...ale wychowawca grupy jest najważniejszy.
Naszą drugą placówką było przedszkole prowadzone przez siostry, byliśmy w sytuacji podbramkowej ...zapisać skoro wszystkie znaki świata mówią coś innego?
I tu mogłabym napisać elaborat o tym jak fajnie Olka spędzała tam czas, jakie było zaangażowanie wychowawców...personelu. Gdybym tego nie przeżyła , mogłabym nie wieżyc.
Przed oczami mam takie obrazki...słoneczny dzień , przychodzę po córkę ,która jest tak zajęta zabawą na przedszkolnym podwórku, że nawet mnie nie zauważa. Biega z przyjaciółką , podjadając co jakiś czas truskawki z dużej miski, do które panie kucharki właśnie obierają owoce. Idąc do szatani czuję zapach domowego ciasta, mijamy się w drzwiach z jedną sióstr która właśnie wynosi (ponadprogramową ). Ponadto nigdy nie usłyszałam skargi na dzieci, kiedyś płacąc za przedszkole zdziwiłam się słysząc z jakim zapałem siostra zdradzała mi mikołajowe prezenty zakupione dla poszczególnych ,,grup,, (ona tym żyła )...A pożegnanie ? W przyklasztornym ogrodzie grillowaliśmy razem z dziećmi do późnego wieczora ;) Taka atmosfera !
Olka zapytana kiedyś czy ich wychowawczyni jest miła ...wybałuszyła oczy ze zdziwieniem i powiedziała ,, Siostra jest jak druga mama,, ...ot, rekomendacja ;)
*(ponadprogramową ) drożdżówkę- siostry starały się nie podawać dzieciom gotowców , to również był duży plus ;)
UsuńMyślę, że wiem o którym przedszkolu mówisz, ono ma bardzo dobre opinie! Ach, siostra jak mama i nie mam więcej pytań :) No i o to chodzi, by znaleźć takie miejsce! Pozdrawiam
UsuńNasze polskie żłobki i przedszkola się do francuskich nie umywają. Wstyd!
OdpowiedzUsuńJa sobie zachwalam Holenderskie przedszkole i syn chodzi do niego bardzo chętnie, a to najważniejsze :) niestety rodzice którzy tego nie doświadczyli to tego nie zrozumieją.
OdpowiedzUsuńciężka sprawa z tymi przedszkolami..nam się udało..Maksiunio uwielbia swoją grupę, panie itd....mają zajęcia z j. ang, rytmikę i gimnastykę - to są krótkie zajęcia, przyjemne dla dzieci
OdpowiedzUsuńPoczytałam, podumałam i chyba w końcu też wyleję z siebie ten smutek spowodowany beznadziejnością przedszkola mojej córki.
OdpowiedzUsuńWszystko jest trzymane tak bardzo blisko programu. A jak Józek z Maryśką nie chcą akurat teraz wypełniać książek, to bura i etykietka "jesteście niegrzeczni".
O, raz na zebraniu panie zaprosiły rodziców do czytania dzieciom. Jakże się ucieszyłam, zabrałam Zosine trzy książeczki i z uśmiechem wparowałam do sali. Dzieci słuchały, baby z boku rozmawiały na głos. Po przeczytaniu pierwszej usłyszałam, że może na dzisiaj wystarczy. A! Pani wychowawczyni przeprosiła mnie za fatygę, ale *powiedziane z przekąsem* "z dyrekcji nam jakieś takie cuda narzucili". Plus: spacery tylko w idealną pogodę.
Wszystko do przesady książkowe, bez polotu, wyobraźni... a w mojej mieścince wszystkie przedszkola takie.
Choć chyba powinnam się cieszyć, gdy ja poszłam do przedszkola, to panie w ogóle nie chciały się mną zajmować. Poskarżyłam się mamie, mama przeszła się do wychowawczyni i usłyszała, że przecież teraz te wirusy HIV i w ogóle... Mój tata nosił długie włosy i rzemyki na rękach ;D
Fajnie, że podzieliłaś się swoimi doświadczeniami na temat przedszkoli. Rzeczywiście wcale nie tak łatwo znaleźć dobre przedszkole dla dziecka. Dobre utożsamiam z miejscem, gdzie dziecko jest szczęśliwe, chłonie wiedzę, bo chce, a nie bo musi. Na "wyścig szczurów" i rywalizację jeszcze ma czas...Niestety tego stresu i "napinki" wciąż za dużo w polskiej edukacji. Dobrze, że w końcu znaleźliście dobre przedszkole. Tylko szkoda, że daleko, ale cóż...
OdpowiedzUsuń