Statystycznie rzecz biorąc raczej jestem farciarą. I to farciarą jakich mało.
Jak już na coś się uprę to jak u Coelho niemal 'cały wszechświat działa potajemnie, by udało się to osiągnąć'... phi ;)
Wymarzyłam sobie krzesło.
Raz kiedyś widziałam dziewczynę w drzwiach Mamamini z pięknym niebieskim, starym 'wiejskim' krzesłem...
takim trochę
[link]
Wtedy mnie olśniło, że w tej rupieciarni można i trzeba wręcz porządne krzesło znaleść.
I znalazło się, jedno.
W kwietniu w naszej sypialni pojawiło się czerwone krzesło. Takie jak lubię.
Przytaszczone przeze mnie własnoręcznie, na Jagodzie (znaczy na wózku, na budce, ale zaznaczę, żeby zasług sobie nie ujmować, że to czasy gipsiku były i Jagoda nie chodziła).
Przez kilka miesięcy plułam sobie w twarz, że drugiego nie wzięłam (tak, było, było!)
Odtąd każde moje wejście do magicznego sklepu, to szybkie kroki w kierunku krzeseł.
I przegląd dokładny. Bo teraz do salonu potrzebny komplet, najlepiej sztuk cztery.
Chodziłam, chodziłam i wychodziłam. Są! Pojawiły się. Piękne czarne, stare i drewniane, i cztery.
Tylko ta cena, 100 euro/komplet. Dużo. Dla mnie dużo za dużo...
Dreptałam wokół nich tydzień jeden i drugi. Oglądałam. Mierzyłam.
Czytałam i macałam napis drobnym drukiem "made in Sweden".
Obdarte jak diabli. Do malowania, może nawet na inny kolor... Ach, ta cena...
Aż tu któregoś piątkowego poranka, wchodzę i oczom nie wierzę.
Po chyba trzech tygodniach, są dalej. Widzę z daleka... Myślę sobie, to zapytam czy by za 60 nie sprzedali, co mi szkodzi... Długo stoją, Holendrzy naród skąpy.. Krzesła obdarte za 100 euro? Wariactwo.
Podchodzę bliżej, a tu niespodzianka bezcenna! Przecenione. 40 euro za 4 sztuki. Biorę z miejsca, płace.
S. przywozi wieczorem.
- G.! A Ty wiesz, z którego roku są te krzesła?
- Nie, a pisze?
- 1958.
I tak oto zostaliśmy właścicielami krzeseł starszych od moich rodziców, oryginalnych szwedzkich, firmy Edsby Verken, sztuk 4... Po zaprzyjaźnieniu się z google wciąż nie wiem czy to model Fanett czy nie... Znacie się?
Za to wiem, że są okropnie wygodne... I już nie chcę innych!
Pozdrawiam! Matka Farciara ;)
g.
nie znam się, ale to, że z Ciebie farciara jest bardziej niż oczywiste. Patrzę na moje krzesła w kuchni (po potrzednich właścicielach mieszkania) i wydają mi się jeszcze brzydsze niż zazwyczaj. No piękne okazy złowiłaś! Zjawiskowe!
OdpowiedzUsuń;)) zebyś widziała jaka zadowolona cały ten piątek chodziłam. NIe wiem czy wygrana w totka by mnie bardziej ucieszyła ;))
UsuńLubię tak czaić się na coś, a potem kupić to o wiele taniej. Świetny zakup.
OdpowiedzUsuńtak, to wspaniałe uczucie... ale gorzej gdy ktoś nam coś sprzątnie spod nosa, niestety też doświadczyłam ;)
UsuńCzerwone jest tak piękne, że bym je chyba zjadła! :D
OdpowiedzUsuńA te czarne w niczym mu nie ustępują. Uwielbiam takie "szczebelkowe" krzesła.
Z tego, co mówi gógiel, to model Fanett ma szczebelki schodzące się ku górze, ale nie znajduję innego ze szczebelkami właśnie tej firmy. Więc może to inna linia tego modelu?
Grunt, że piękne i że taka okazja nie została przegapiona, bo cena rewelacyjna!
No czerwone ma swoich zagorzałych zwolenników (ja!) i kilku przeciwników (takich co się nie znają poprostu ;)
UsuńWłaśnie, chyba nie Fanett, albo to jakaś seria.. Tak czy siak, cudne.. No a cena to wogóle bez dwóch zdań.. Nawet za 100 euro myślałam, żeby je wziąść ;)
No bo 100 euro za 4, to 25 za sztukę, a dobre drewniane krzesło "ze sklepu" kosztuje zazwyczaj więcej przecież. Przy czym każdy takie "ze sklepu" może mieć. A takich, jak Ty nie ma nikt!
UsuńJeśli je przemalujesz, to Ci napluję na buty! Piękne są w czerni!
OdpowiedzUsuńKocham Cię za te teksty!
UsuńJa jednak postuluję z pomalowaniem je na...zielono :D
Ha, jeny... nie wiem jeszcze. Wrzuce kiedyś fotkę krzeseł ze stołem, czarne w sumie pasują ;)
UsuńOj, zielone, nie... Zielony już od dawna to nie mój kolor, może kiedyś powróci ;)
Chyba mam to czego szukałaś:
OdpowiedzUsuńhttp://hetsnuffelhuis.wordpress.com/2012/02/29/edsbyverken-stoel/
musisz tylko przetłumaczyć... ;) Ale z opisu wynika, że to jednak Fanett zaprojektowany przez pana Tapiovaara. Gratuluję znaleziska, no i ceny...
Dzięki!! Byłam na tej stronie i w sumie wygląda, że to to...Ach, może i to, a może i nie :) co tam!
UsuńKrzesła są zarąbiaszcze (WOW, co za słowo z mych ust!), ale ja bym pod dupkę potrzebowała podusi ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po wyróżnienie.
Hiii, no zarąbiaszcze ;;) Ale sa baardzo wygodne, mają wycięcia na dupkę ;) To chyba dawna technologia.. Naprawdę poduch nie trzeba
UsuńAa dziękuje ze wyróżnienie!
Matko Ty to naprawdę masz farta...suuuper te krzesła...a wiesz że takie obdrapane są trendy???:))))
OdpowiedzUsuńMy may w piwnicy dwa...bardzo podobne z tym że oparcie inne...i mam zamiar je pomalowac i do kuchni wstawić:)
Co nie? Są strasznie obdrapane... znając zapał i tempo pracy mojej i męża, pewnie w tej trendy wersji na dość długo zostną.. Na jednym nawet jest jeszcze kawałek naklejki 100 euro ;)) Bo nie chce zejsc!
Usuńsą, są... są magiczne!
OdpowiedzUsuńno szlag, a mi właśnie jedno potrzebne, ale nie mogę znaleźć... do biurka, ale takie zupełnie nie biurkowe :) najlepiej takie, jak Twoje :) piękne! :))
OdpowiedzUsuń;) ach, jak potrzeba to zwykle ciężko znaleść... tak, tak, wiem o czym mówisz, do biurka niebiurkowe, ha, takie jakich mój S. nie toleruje ;)
Usuńpiękne!!! a wiesz, że właśnie przy pomocy mężowskich rąk przywracam do życia takie samo! znalazłam w piwnicy moich rodziców po poprzednich właścicielach, opaliłam białą farbę i szykuję się by pomalować na czerwono :) ach! już nie mogę się doczekać :D
OdpowiedzUsuńooo super!! To już wiem do kogo się zgłoszę z pytaniami technicznymi jak się za renowację weźniemy ;))
Usuń